
Jeśli hasła, takie jak lindy hop, balboa, blues, authentic jazz
brzmią dla ciebie tak samo obco, jak pozycje w menu ultrahipsterskiej knajpy – zobacz z czym to się je.
Założyciel SPL, prywatnie mąż, wielbiciel zwierząt domowych, gracz, larpiarz, udający programistę człowiek, co to stara się pozostawać pozytywnym i spokojnym, a czasem znaleźć dla siebie czas z dala od wszystkich.
Zupełnie przypadkiem w 2016 roku. W nieistniejącej już łódzkiej kawiarni, odbyły się wprawki taneczne i jakoś to się później rozpędziło, chociaż raczej z początku to była prędkość walca drogowego niż TGV.
Balboa i lindy.
Połączenie, własny balans i zrozumieniem kroku. Bo to wszystko prowadzi do łatwiejszego słyszenia i tańczenia do muzyki.
Toss-out +, Aeriale -
Móc kiedyś tylko i wyłącznie uczyć tańca, bez stresu o utrzymanie się. Uczyć balboa na międzynarodowym festiwalu poza Polską.
Nie ma pojedynczej osoby, której styl idealnie by mi pasował, ale podziwiam wiele osób za ich pewne cechy: Andreas Olson, Remy, Nils i Bianca, David i Cátia.
Lubię dobrą zabawę w parze i zrozumienie między tancerzami. Nie lubię siłowego prowadzenia, wymuszania swojej woli oraz ignorowania partnera i innych tańczących na parkiecie.
... jest dobra atmosfera i ludzie nie podchodzą co chwilę do DJ’a (nawet jeśli to nie ja) narzekając na muzykę.
Raczej wolę umiarkowane tempo, ale to zależy od humoru.
Doing the jive, ze względu na spokojne tempo i ciekawe rytmy.
Zdecydowanie głupie miny.
Lindy HopŚroda: 18:00-19:15
Grafik komputerowy - zawodowo siedzę w tworzeniu gier, choć sama rzadko w nie grywam.
Od dziecka lubię rysować, choć ostatnio wolny czas poświęcam raczej na taniec. I to pomimo tego, że od dziecka uważałam jakoby słoń nadepnął mi na ucho, muzyka w tańcu nie przeszkadzała a gracja moich ruchów porównywalna była do gracji kija od szczotki wetkniętego w wór ziemniaków. Dość rzec, że do 2017 byłam pewna, że noga moja na parkiecie nie postanie. Traf chciał, że akurat kiedy poznałam i polubiłam muzykę swingową i elektroswinga, poznałam również Piotrka (Ziela) na weselu przyjaciółki. Pod wpływem dobrej atmosfery i z niepomijalnym wpływem procentów, moja niezgrabna noga na parkiecie jednak postała i jakoś tak już zostało. Okazuje się więc, że każdego da się nauczyć tańczyć, czasami tylko trzeba dobrych chęci i wyjątkowo dobrych okoliczności.
Moja nauka rozpoczęła się tradycyjnie od lindy hopa. Natomiast w tej chwili, wspólnie z mężem, rozwijam swój repertuar o balboa. O ile lindy zawsze pozostanie dla mnie ważną i lubiana bazą, tak balboa przyciąga mnie swoją urzekającą miękkością i minimalizmem. Jest też wymagająca technicznie, co jest dla mnie bardziej zaletą niż wadą.
Podczas nauki, najbardziej zwracam uwagę na technikę związaną z połączeniem w parze. Bardzo chcę, aby było ono elastyczne i przyjemne, by móc delikatnie przekazywać intencje w tańcu. Na parkiecie socjalnym, za najistotniejsze uważam tańczenie wspólnie z drugą osobą zamiast skupiania się na krokach, stopach czy wywinięciu najfajniejszej figury wieczoru.
Back to basics zawsze na czasie.
Marzeń dotyczących tańca nie mam zbyt wiele... W zasadzie jedno. Żeby kiedyś dojść do poziomu, z którego będę zadowolona. Nie "zadowolona, więc się nie rozwijam", tylko "zadowolona, więc już nie czuję się nieadekwatnie", na przykład tańcząc z innymi instruktorami. ... Tak, to dotyczy nas wszystkich.
Najbardziej nie lubię szarpania i niezwracania uwagi na partnera, a najbardziej lubię połączenie i kontakt.
Jeśli mam wybierać tempo, to wolne do umiarkowanie szybkiego. Nie jestem fanką przemęczania się w tańcu.
Choreografie zawsze mnie odstraszały, ale z czasem i praktyką zaczęłam je lubić. Aktualnie najbardziej podoba mi się "Doin' the Jive" ze względu na umiarkowane tempo i wesoły charakter, głównie sekcji rytmicznych.
Prywatnie zajmuję się projektowaniem ubioru. Dzięki temu, razem ze swoimi kolekcjami mogłam pojeździć trochę po świecie. Skończyłam studia z tytułem magistra sztuki, a dyplom w praktyce wykorzystałam podczas malowania naszej sali na Więcka. W SPL, oprócz uczenia, zajmuję się głównie zdjęciami, Instagramem i relacjami na FB, okazjonalnie przejmuję didżejową konsoletę i katuję innych swoim doskonałym gustem muzycznym.
To, że znalazłam się na lindy jest absolutnym przypadkiem – podobnie jak większość rzeczy w moim życiu. Zielu, którego wtedy znałam jako ‘tego typa, którego czasem zapraszają moi znajomi na imprezy’, zaproponował mi zapisanie się z nim na kurs tańca. Z jakiegoś powodu się zgodziłam i później już nie było odwrotu. Pierwsze warsztaty, pierwsza potańcówka, potem pierwszy większy festiwal aż do powstania SPL i uczenia lindy… a później solo, co też było swoją drogą trochę przypadkiem. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez tańca.
Lindy hop, charleston, balboa, blues… lubię próbować wszystkiego. Od jakiegoś czasu bardzo intensywnie rozwijam swoją miłość do solko.
W tańcu w parze najbardziej stawiam na połączenie. Kiedy uczę, lubię rozkładać duże elementy na drobniejsze i stopniowo dokładać do tego kolejne fokusy, aż powstanie oczekiwany przeze mnie efekt.
Kocham camel walk i moment pędu w swingoucie. Nienawidzę charleston hacksaw… jeśli w czasie tej figury zmienia mi się mina, to prawdopodobnie płonę wewnętrznie… nie z ekscytacji.
Z tych bardziej realnych - móc pojechać na Herrang i wyżyć się tanecznie, z tych znajdujących się głębiej w strefie marzeń – uczyć na festiwalu za granicą.
Moje serce jest dosyć pojemne, dlatego nie mam jednego crusha. Jeśli miałabym wymienić osoby, których oglądanie sprawia mi największą przyjemność, to będą to: Helena Kanini Kiiru, Pamela Gaizutyte, Irina Amzashvili, Joyss, Danil Nikulin, Rikard Ekstrand, Felix Berghäll i pewnie mogłabym jeszcze sporo wymieniać.
Nie lubię tego, że moje ciało ma ograniczenia. Mój umysł mówi tańczyć, ale ciało czasem mówi dosyć. Lubię, kiedy złapię kontakt z osobą, z którą tańczę - wtedy dzieje się magia i tworzą się niezapomniane chwile.
… leci soczysty swing, który powstrzymuje mnie od siedzenia i odpoczywania.
Lubię tańczyć szybko, lubię tańczyć wolno… generalnie każdy soczysty kawałek sprawia, że mam ochotę się ruszać, niezależnie od tempa.
Tranky Dodododo, Doin’ the Jive, Big Apple i oczywiście nie mogę zapomnieć o wszystkich wspaniałych choreografiach mojego autorstwa.
Ogromny uśmiech, wygłupianie się i próbowanie nawiązania kontaktu z partnerem od pierwszych dźwięków muzyki.
Na co dzień masażysta, student fizjoterapii oraz instruktor tańców swingowych.
Swoją przygodę zacząłem od tańców towarzyskich, co wiązało się z występami na różnych konkursach i turniejach, następnie próbowałem swoich sił w tańcu współczesnym oraz modern jazzie. Swoje miejsce znalazłem dopiero, kiedy poznałem lindy hop w 2015 roku, a rok później zakochałem się w bluesie.
Lindy hop i blues.
Taniec jest dla mnie rozmową między partnerami i wspólnym budowaniem czegoś nowego poprzez proponowanie i naśladowanie, bądź reagowanie na propozycję drugiej osoby.
Swingout, ze względu na różnorodność z jaką można go zatańczyć. Najmniej ulubioną jest lindy circle.
Chciałbym być w miarę rozpoznawalny na scenie swinga w Polsce, a może nawet w Europie.
Moim idolem jest Fabien Vrillon, który jest znany bardziej na scenie bluesowej. Łączy technikę z dobrą zabawą, zgraniem w parze i widowiskowością - czyli rzeczami, które są dla mnie ważne w tańcu.
… jest muzyka na żywo i mam możliwość zatańczyć z każdą followerką.
Lubię raczej wolno.
Dla mnie w tańcu najważniejsza jest zabawa i uśmiech osoby, z którą tańczę. Głupie miny i akcentowanie muzyki również są dla mnie charakterystyczne.
Ekscytuję się sprawami, na które nie mam wpływu: polityką, przyszłością ekologiczną i ekonomiczną naszej planety. Poza prowadzeniem zajęć z lindy hop i bluesa, organizuję regularne warsztaty 4 Seasons Blues i incydentalnie mniejsze i większe wyjazdy w celach tanecznych i turystycznych. W wolnym czasie jestem lekarzem.
Swinga zacząłem tańczyć wyłącznie z powodu bardzo upartej znajomej z Tindera, której marzeniem było tańczyć do rytmów piosenek z Harlemu. Jej determinacja była olbrzymia, zmusiła mnie więc do rejestracji na zajęcia, kupiła mi trampki i nade wszystko wyciągnęła z domu w upalny czerwiec 2018 roku.
Lindy hop, blues, balboa, authentic jazz. Coraz bardziej marzy mi się liznąć shaga!
W tańcu bardzo ważne jest dla mnie partnerstwo i wspólna dobra zabawa. Tańce takie jak lindy hop i blues powinny według mnie przede wszystkim bawić. Jeśli nie bawisz się dobrze, musisz się mocniej starać!
Pojechać na 5 tygodni do Szwecji na obóz w Herrang i zapomnieć o tym, że można wieczorem nie tańczyć.
Lennart Westerlund – człowiek, który miał odwagę spełnić swoje marzenie i odkopać w historii taniec którego prawie nikt nie tańczył, stworzyć międzynarodową społeczność, zorganizować olbrzymi obóz taneczny, być ekspertem od historii tańca i na dodatek świetnym tancerzem. No i nie można zapomnieć o jego fantastycznym poczuciu humoru.
Lubię zgranie i luz między dwiema osobami, które niczego od siebie nie oczekują, za to dobrze się razem bawią. Nie lubię popisywania się w tańcu kosztem osoby, z którą się tańczy.
… jest to poczucie, że jest się właśnie tu i teraz i nic poza tańcem się nie liczy w danym momencie.
Zdecydowanie wole wolniejsze i umiarkowane tempo, lubię mieć czas na zareagowanie na to, co się dzieje w muzyce i na interakcję z osobą, z którą tańczę.
Shim Sham – układ, który znają prawie wszyscy, a zatańczyć go może cała reszta nawet nie tańcząc swinga zbyt długo. A jeśli sam układ się komuś znudzi, to można zacząć wkładać w niego swoje improwizacje, co dodaje dodatkową warstwę zabawy!
To chyba najtrudniejsze ze wszystkich pytań. Myślę, że najłatwiej będzie się przekonać jeśli razem zatańczymy.
Kocham naturę, kulturę, podróże, pływanie, ludzi, a tańce swingowe gdy tylko je poznałam, pochłonęły mnie bez reszty. Nie przeszkodził mi w tym fakt, że wówczas w Łodzi lindy hopa tańczyła tylko garstka osób, a potańcówkom zdarzało się nie dochodzić do skutku, bo było nas tylko troje. W czerwcu 2018 roku Piotr 'Zielu' Zieliński zaskoczył mnie propozycją rozkręcania swingowej ekipy na własnych zasadach. I tak po pierwszych, tłumnych warsztatach udało nam się stworzyć pełnoprawną szkołę tańców swingowych, która kwitnie do dziś. Od początku działania SPL-a odpowiadałam za wykreowanie, opisanie i ogarnięcie znakomitej większości naszych działań, a także prowadzenie zajęć. W życiu chcę robić to, co kocham i tak staram się żyć.
Od zawsze stylistyka i szeroko pojęta kultura czasów od lat 20. do 60. XX w. były moim poziomem wrażliwości. Natrafienie na lindy i całą swingową rzeczywistość skazane, więc było na miłość. Po pierwszej potańcówce zatytułowanej “Baby it’s cold outside” moje serce rozgorzało tak, że nie byłam w stanie usnąć przez następną dobę. Pierwszy wyjazd na festiwal - ukochany PoŁóW w Poznaniu obezwładnił mnie ilością pięknie wyglądających, tańczących, uśmiechniętych ludzi. Taneczne flow w sobotę było nie do powstrzymania tak bardzo, że choć byłam w niższej grupie zajęciowej i nie planowałam brania udziału w konkursie - zajęłam w nim 3 miejsce. Moim założeniem było jedynie nie zepsuć tańca mojemu partnerowi, a samo wyzwanie podjęłam tylko po to, żeby móc nie przestawać tańczyć, uspokojona, że nie będę musiała wyjść sama przed wszystkich. Zasady wyjaśniono tak nieprecyzyjnie, że wygraną zrozumiałam dopiero, gdy dostałam nagrodę do ręki.
Przede wszystkim lindy hop, w moim sercu mieszkają również blues i balboa. Romansowałam też z boogie woogie, które mój organizm kocha za muzykę, stylistykę, radość i energię. Jestem otwarta na tańczenie intuicyjne, jeśli muzyka we mnie zarezonuje.
Kiedy tańczę, najbardziej stawiam na relację - z partnerem i muzyką. Kiedy uczę najbardziej stawiam na ludzi, z którymi jestem. Najbardziej zależy mi na atmosferze. Chcę, by kursanci czuli się dobrze i mogli się dzięki temu otworzyć.
Ulubione: jig walk w parze, dobrze zrobione dipy, figury efektowne w swojej prostocie, zatańczone z pełnym przekonaniem, zmiany dynamiki w tańcu.
Najmniej ulubione: te, w których kontakt z partnerem jest ograniczony.
Tańczyć, a marzenia zamieniać w plany.
Oleg Mirzianov. Świat jeszcze nie spłonął nad jego talentem i pewnie dopiero szykuje na tę okoliczność odpowiednią czasoprzestrzeń. Niemniej zatańczywszy w życiu z instruktorami światowej klasy, takimi jak Nils Andren i Fredrik Dahlberg, nadal tymi najlepszymi były dwa tańce z Olegiem - moją prywatną kwintesencją Herrang. Pozostałe, oficjalne, taneczne crushe to: Daniel Heedman, Ron Dobrovinsky, Tyler Fullwood, Daniil Nikulin i Maria Filippova oraz z ojczystego podwórka - Agnieszka Pluwak i Konrad Pruśniewski.
Najbardziej lubię się zachwycić. Uwielbiam taniec, jako formę ekspresji i zagrania z muzyką.
Najbardziej nie lubię nie tańczyć.
... mogę tańczyć z kim, ile i do czego chcę. W idealnym świecie to podziwiani przeze mnie tancerze zapraszają mnie na parkiet, moja stylizacja, samopoczucie i flow są w jak najlepszej formie, nie spływa ze mnie rzeka potu i wszystko wokół jest piękne.
Uwielbiam wolne kawałki i gdy muzyka sączy się jak słony gęsty karmel. Choć to charakter, a nie tempo utworu są tym, co przekonuje mnie bardziej.
Wspominane już nawiązanie relacji z muzyką i partnerem. Oprócz tego, szczerzenie się ze szczęścia, trochę backleadingu i przepadanie bez reszty w slow.
Prywatnie pracownik teleinformatycznej korporacji. Pasjonuje się malarstwem figurkowym, grami planszowymi i fabularnymi oraz drukiem 3d. Największą jednak moją pasją jest swing.
Na swing trafiłem zupełnie przypadkiem w wakacje w 2019 roku. Będąc uczestnikiem kursu tańca towarzyskiego razem ze współkursantami szukaliśmy miejsca, gdzie możemy wypróbować nowo poznane ruchy. Trafiliśmy wtedy na potańcówki z wprawkami organizowane w Odlewni przy Piotrkowskiej. Wpadłem wtedy, jak przysłowiowa śliwka, w kompot. Od tamtego czasu swing towarzyszy mi kilka razy w tygodniu, czy to na zajęciach, warsztatach, potańcówkach czy festiwalach, to mój symbiont.
Głównie tańczę Lindy hop, jednakże inne style nie są mi obce. Mogę troszkę poszurać przy balbo, pokikac przy charlstone, czy zwolnić do rytmów blusa bądź slow Lindy.
W tańcu cenię możliwość improwizacji i nie opierania się na utartych schematach. Lubię czasem zaskoczyć folowerke jakimś ruchem, i spojrzeć na jej twarz, która mówi "co się właśnie stało?". Lubię też sytuacje zupełnie odwrotne, gdzie to ja jestem zaskakiwany.
Jestem absolwentką Akademii Sztuk Pięknych. Cenię sztukę we wszystkich jej odsłonach. Estetyka i piękno są dla mnie ważnym elementem życia. A jako osoba trenująca hobbystycznie dwubój doceniam ruch i wszelką aktywność fizyczną. Treningi nie tylko wymagają energii, ale także dają energię i ogromną dawkę endorfin. W tańcu odnalazłam połączenie sztuki i aktywności fizycznej. Połączenie tych elementów w tańcu przynosi mi wiele satysfakcji i radości. A dlaczego swing? Lubię jazz, to on zdyscyplinował mój wybór stylu tańca. Wszystkim gorąco polecam tańce swingowe, nie tylko ze względu na ich piękno i ruch, ale także ze względu na społeczność, którą tworzą wyjątkowi, cudowni i pełni entuzjazmu ludzie.
Normalnie, nikt by się nie spodziewał po Pani Od Ubezpieczeń, że zostanie swingomaniakiem, bo właśnie ubezpieczeniami zajmuję się na co dzień. A jednak, taniec stał się moim drugim życiem. Może właśnie dlatego, że moja praca jest raczej siedząca, taniec daje mi tyle radości i pozwala na zaspokojenie potrzeby ruchu mojej żywiołowej osobowości.
Moja przygoda ze swingiem zaczęła się zupełnym przypadkiem… pewnej słonecznej niedzieli, dziwnym zrządzeniem losu, wpadłam na Swingowy Spacer ulicą Piotrkowską i zachwycona muzyką oraz panującą atmosferą, podrygując w takt wygrywanych melodii przeszłam aż do Placu Wolności… a miałam w planach tylko lody w Hortexie. Zielu wypatrzył mnie w tłumie i wręczył mi ulotkę SPL-a z informacją, że organizuje warsztaty od zera i że potrzebne są tylko dobre chęci. Uwierzyłam mu i pierwszego lipca, lekko spóźniona, dzielnie stawiłam się na pierwsze w moim życiu zajęcia lindy hop. Później złapałam bakcyla i zaczęłam chodzić na zajęcia regularne w Łodzi oraz, tak często jak tylko się dało, uprawiałam turystykę swingową wyjeżdżając na warsztaty i festiwale do innych miast.
Dziś tańczę większość stylów swigowych: lindy hop, balboa, shag, charleston… Dodatkowo, jestem zachwycona zmysłowym bluesem, w którym mogę spełniać się jako instruktor.
Lubię dobrą zabawę w parze i zrozumienie między tancerzami. Nie lubię siłowego prowadzenia, wymuszania swojej woli oraz ignorowania partnera i innych tańczących na parkiecie.
... jest dużo ludzi i zróżnicowana muzyka. Po czym poznać, że potańcówka, warsztaty czy festiwal były udane…? A no po tym, że następnego dnia zwykłe schody wydają się być Everestem.
Żadne tempo nie jest mi straszne.
Tańczenie do granic możliwości. Ci z Was, którzy znają mnie chwilę dłużej wiedzą, że ciężko mnie ściągnąć z parkietu.